Jestem pewna, że wśród przyszłych studentów są osoby, które chciałyby związać swoją przyszłość z weterynarią, jednak na przeszkodzie stoi im zdiagnozowana alergia. Nawet jeśli nie manifestuje się ona w żaden sposób i wydawałoby się, że właściwie nie istnieje, to zawsze będzie siedzieć w głowach rodziców, którzy będą odradzali ten zawód alergikom, jak tylko będą mogli.
Przeczytajcie więc jak to jest z Jaszczurką - prawie-że-lekwetem ze wszystkimi możliwymi alergiami.
Wszystkie możliwe alergie to dobre słowo. Mam astmę oskrzelową, atopowe zapalenie skóry, całoroczny nieżyt nosa, zespół alergii jamy ustnej i pewnie coś jeszcze by się znalazło. Lista substancji, na które jestem uczulona jest dłuższa niż spis ludności mojej wsi - znajduje się na niej również naskórek psa i konia, a roztocza kurzu są zupełnie poza skalą. Teoretycznie nie powinno mnie być na weterynarii. Teoretycznie nie powinnam mieć też wielkiego psa, który właśnie śpi koło mnie na łóżku, starając się "niby-przypadkiem" zepchnąć mnie na podłogę.
Czy mam jakieś objawy, które utrudniają mi codzienne siedzenie w klinice? Nie. Już nie. Na czwartym roku miałam bardzo nieprzyjemne epizody silnej duszności podczas wizyt w stajni. Naprawdę silnej. Niby nie zamierzam leczyć koni, ale jednak zaczęłam wtedy po prostu bać się o siebie. Wiecie, wolałabym jakąś fajniejszą śmierć niż uduszenie się w stajni. Zmieniłam lekarza, trochę czasu zajęło ustawienie nowego leczenia, ale wszystko się udało. Oddycham pełną piersią ;)
Katar również nie utrudnia mi życia, wystarczy że z rana wezmę jedną tabletkę i mam problem z głowy, nawet w ekstremalnych sytuacjach w stylu strzyżenie psa przy otwartym oknie w okresie najintensywniejszego pylenia syfów wszelakich. Innymi słowy: jest dobrze.
Skóra niestety nie chce dać mi spokoju i najprawdopodobniej nigdy nie będzie idealna. O dziwo nie męczy mnie żaden wyprysk kontaktowy, bąble pokrzywkowe, nic z tych rzeczy. Innymi słowy: wszelakie zmiany skórne nie są zależne od bezpośredniego kontaktu ze zwierzętami. Skóra atopowa ma to do siebie, że swędzi. Swędzi tak, że nikt zdrowy nie jest sobie w stanie tego wyobrazić. Więc często mam na rękach rany, czasami w wyniku mojego drapania, a czasami one po prostu są, sama nie wiem skąd, zwłaszcza jeśli akurat jest zima. Dlatego nie funkcjonuję w żadnej lecznicy bez rękawiczek. To jest podstawa podstaw, nawet, gdy jedynie trzymam zwierzaka. Żadne zakażenie nie jest mi potrzebne.
Rękawiczki też nie są taką prostą sprawą. Wszystkie pudrowane odpadają od razu, moja skóra wysusza się w nich w jakąś jedną dziesiątą sekundy. Lateks również mi nie służy. Teraz testuję super-hiper-pro rękawiczki nitrylowe, których wewnętrzna powierzchnia pokryta jest kolagenem i alantoiną i wydaje mi się, że faktycznie oszczędzają one moje dłonie. Aczkolwiek wypowiem się szerzej, gdy posiedzę z nimi na rękach jakoś dłużej, póki co zakładałam je tylko na krótkie i szybkie akcje.
Mycie rąk też jest problemem. Woda wysusza skórę atopową błyskawicznie (w zimie dłonie potrafią palić mnie po jednym myciu), a jak wiadomo w pracy w lecznicy wypadałoby mieć czyste ręce. Dlatego nawilżam dłonie gdy tylko mogę, przy każdej możliwej okazji, a zwłaszcza po każdym umyciu. Mały krem w kieszeni bluzy to mój nieodłączny element (który wzbudza wielką wesołość, gdy wypada mi podczas pochylania się).
Jestem świadoma tego, że pewnego dnia, nawet po kilku latach pracy, coś może się załamać, choćby astma wymknie się spod kontroli, będę się dusić i nie będę mogła być praktykującym lekarzem. Jestem z tą myślą oswojona, chociaż nie do końca pogodzona. Chciałabym powiedzieć, że podjęłam ryzyko świadomie, ale te pięć lat temu nadal byłam strasznym dzieciakiem (większym niż teraz), więc nie do końca tak było. Świadomość przyszła po czasie. Tak naprawdę alergie są nieprzewidywalne i istnieje ryzyko, że ktoś zupełnie zdrowy (przynajmniej na pozór) nagle zacznie wykazywać objawy alergii na kota, chociaż mieszkał z kotami od zawsze. Życie grozi śmiercią, no nie?
Oczywiście przed pójściem na studia naczytałam się mnóstwa mądrości z forum internetowego, gdzie ludzie twierdzili, że alergik na weterynarii nie ma prawa funkcjonowania. Tymczasem prawda jest taka, że każdy przypadek jest indywidualny. Czasami mimo silnej alergii "na papierze", ktoś nie odczuwa uciążliwych objawów albo pokazują się one tylko w specyficznych warunkach. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że trzeba po prostu rozmawiać z lekarzem. Jeśli nie jednym, to kilkoma - sama to przerabiałam. Może być tak, że alergia uniemożliwi Wam zostanie lekwetem, ale czasami okaże się, że będzie warto zaryzykować.
Pamiętajcie, drodzy alergicy - nie róbcie niczego pod wpływem emocji. Przejdźcie się na wolontariat jeszcze w liceum. Odwiedzajcie stajnie, schroniska, zwierzęce wystawy, ośrodki szkolenia psów i temu podobne miejsca. Zakładajcie rękawiczki na godzinę w ciągu dnia. Próbujcie. Testujcie. Absolutnie nie sugerujcie się komentarzami w stylu "stryjeczna kuzynka wnuka mojej ciotecznej babki udusiła się podczas przyjmowania pacjentów w klinice" albo "brat mojego pierwszego męża w ogóle nie czuje, że ma alergię". Każdy jest zupełnie inny. Możemy czerpać jakieś wnioski z doświadczeń innej osoby, ale nie powinniśmy brać ich za pewnik.