sobota, 12 lipca 2014

Wolontariat dzień 2

Ta sama godzina, to samo miejsce. Znowu sobota. Pogoda paskudna, więc przeczuwałam, że nie będzie wielkiego ruchu. W sumie to się tego obawiałam i z przerażeniem myślałam o nadchodzącym dniu, bo pustki w lecznicy to najgorszy możliwy scenariusz dla wolontariusza. Na szczęście nie było tak źle. Przestoje były może dwa lub trzy... Wtedy szłam po prostu do sali szpitalnej, gdzie leżał tylko jeden pacjent - szczeniak ze złamanym kręgiem lędźwiowym - więc nie kręciło się tam za wiele osób. Mogłam siedzieć w spokoju, pies miał towarzystwo i nie piszczał, a jednocześnie był ktoś, kto mógł go poić, karmić i robić mu naświetlania lampą. Same korzyści.

Za którymś razem, gdy wyszłam z sali szpitalnej, zobaczyłam dwie dziewczyny, na oko młodsze ode mnie, siedzące w poczekalni. Jedna z nich była w białym fartuchu, więc pomyślałam, że też są na wolontariacie. Strasznie się ucieszyłam, bo już ostatnio myślałam, że dobrze by było mieć koleżankę w takiej samej sytuacji jak ja. Mogłybyśmy sobie nawzajem pomagać, wymieniać się doświadczeniem, takie tam. Czekałam więc na dobrą chwilę, żeby z nimi porozmawiać. Chwila trafiła się, gdy pani doktor na chwilę wyszła z gabinetu, gdzie byłyśmy z nią we trzy (czułam się mało komfortowo przy takim zagęszczeniu osób). Zapytałam się, czy są na studiach. Nie, w technikum. Mało nie pacnęłam się ręką w czoło. Zapomniałam, że w miejscowym technikum otworzyli klasę o profilu technik weterynarii i że tamtejsi uczniowie muszą gdzieś chodzić na praktyki. Tak prawdę mówiąc, to w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Zapytałam się, w jakie dni przychodzą, żebyśmy się nie dublowały, bo robi się tłoczno. Zostałam obarczona niezbyt miłym spojrzeniem i dowiedziałam się, że "co z tego, w roku szkolnym byłyśmy tu we cztery na raz". A z resztą w przyszłym tygodniu kończą praktyki. Siedziałam już cicho, zazdroszcząc im, że przychodzą tu już tak długo i że nie miały problemu z bieganiem do szefa lecznicy. To one dostawały całą robotę "przynieś, wynieś", więc czułam się dodatkowo niepotrzebna i marzyłam już tylko o tym, żeby dać nogę do sali szpitalnej.
Coś drgnęło, gdy pani doktor poprosiła o stazę, a one obie zaczęły miotać się po gabinecie. Więc ja ją podałam. I to był taki mały przełom. Zaraz zostałam poproszona o probówkę do morfologii i nawet udało mi się jej nie pomylić z probówką do biochemii :D Godziny gapienia się na wszystkie procedury tydzień temu wreszcie zaplusowały.
Potem starałam się jeszcze porozmawiać z dziewczynami, bo byłam ciekawa, jak wyglądają zajęcia w technikum weterynaryjnym. Niestety jakoś nie szło mi dogadanie się ("Różne są. Praktyki też różne"). Zaryzykowałam ostatnie pytanie - czy chcą iść na wetę. Miałam nadzieję, że może ten temat jakoś nas połączy. Jedna mnie zignorowała, druga powiedziała, że w sumie to tak sobie. Uznałam, że dalsza próba nawiązania znajomości nie ma sensu. Nic nie wyjdzie z mojego marzenia o koleżance z wolontariatu.
Poszłam do sali szpitalnej naświetlić trochę szczeniaka lampą. I na tej czynności zastała mnie pani doktor. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ogarniesz się szybciej niż te dziewczyny z technikum. Są u nas od miesięcy, a nadal nie wiedzą, co to znaczy wbić igłę w kroplówkę.
I poszła. A ja zostałam z opadniętą szczęką, czerwonymi policzkami i bezbrzeżną radością z pierwszej pochwały. Z tego wszystkiego aż wyściskałam szczeniaka.

Bardzo się cieszę, że spotkałam dzisiaj w lecznicy panią, która tydzień temu uśpiła kota. Przyszła dzisiaj z nowym domownikiem - śliczną kotką, którą dostała od męża. Porozmawiałam sobie z nią - nadal była podłamana, ale teraz przynajmniej ma zwierzaka, którym może się zajmować. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam, oby w miłych okolicznościach. Naprawdę wspaniała kobieta.

Z ciekawych klientów była też pani, która przyszła z owczarkiem na zdjęcie szwów po wycięciu tłuszczaków. Zaciekawiła mnie bardzo jej historia. Nie byłam przy poprzedniej wizycie, ale i tak udało mi się dowiedzieć, że kobieta zajmuje się... ratowaniem zwierzaków. Ta suczka, którą przyprowadziła, służyła poprzedniemu właścicielowi tylko do rozrodu. Najprawdopodobniej kiedy przestała zachodzić w ciążę, zdecydował się jej pozbyć. Dał ogłoszenie w internecie i tak znalazła ją owa kobieta. Nie została wpuszczona na posesję, ale zdążyła się zorientować, że psy trzymane są w stodole. I wszystko wskazuje na to, że suczka, którą wzięła, była przywiązana parcianym sznurkiem, bo nawet po tygodniach kąpieli i czesania, sierść na szyi nie chcę wrócić do normy. Zostanie u klientki dopóki nie wygoją się rany po tłuszczakach, a potem trafi do nowego domu. Jestem bardzo zbudowana postawą takich ludzi. Sama mogłabym robić za taki dom zastępczy dla zwierzaków, gdybym tylko miała do tego warunki.

Z umiejętności praktycznych - nauczyłam się robić morfologię (jeeej!), doszłam do etapu dezynfekowania gazików przed zakładaniem wenflonu (pniemy się w górę, może niedługo dojdę do golenia :D), miałam pierwsze starcie z igłą podczas wypuszczania powietrza z kroplówki (i oczywiście pierwsze co zrobiłam, to ukułam się w palec). Nadal bawi mnie, że tak się cieszę z takich pozornie nieistotnych rzeczy. Ogólnie czułam się bardziej przydatna niż ostatnio, więc jestem mocno podbudowana dzisiejszym dniem. Uznałam, że do leków nawet nie chcę się dotykać, dopóki nie dojdę do etapu farmakologii. Na razie wystarczą mi igły, wenflony i probówki.
I zrobiło mi się bardzo miło, gdy pewna psina, przestraszona wizją spotkania z lekarzem, wskoczyła mi na kolana (akurat kucałam) i przytuliła się tak mocno, że za nic nie chciała się oderwać. To była jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakich doświadczyłam, jeśli chodzi o kontakty ze zwierzętami.

1 komentarz:

  1. To znowu ja ^^
    Strasznie Ci zazdroszczę tego wolontariatu/praktyk w lecznicy, sama marzę o tym od lat, ale nie wydaje mi się, żeby chętnie przyjęli zaledwie licealistkę rok przed maturą :/ Ale gdybym znalazła się w tej samej lecznicy, co Ty z pewnością nie byłabym tak "niedostępna" niż te dwie dziewczyny. Strzelam, że raczej miałabyś dość mojej obecności i ogromnego entuzjazmu i zainteresowania studiami i pracą :P
    Odezwę się jeszcze zapewne pod następnym postem, ale to zależy niestety od czasu, którego ciągle brak :c
    ~Ac :)

    OdpowiedzUsuń