Widziałam już naprawdę sporo eutanazji.
Widziałam mnóstwo zwierząt w ciężkim stanie.
Widziałam zrozpaczonych właścicieli, chcących jak najdłużej przedłużyć życie pupila.
Myślałam sobie wtedy: "przecież to bez sensu".
Teraz sama jestem w takiej sytuacji. Mój pies w sobotę zaczął wymiotować. Kroplówka, antybiotyk, leki przeciwzapalne. W niedzielę przestał wstawać. Przestał sikać. Zacewnikowaliśmy. Zaczął wstawać. Sam doszedł do samochodu z lecznicy. Przestał wymiotować, zaczął pić wodę. Dziś rano USG i prześwietlenie. Tak długo wyczekiwana przeze mnie diagnoza - guz na śledzionie. 14 centymetrów. Nie ma mowy o operacji, póki pies jest taki słaby. Dostaje kroplówki, dostaje leki, nadal nie chce chodzić. Tylne nogi zupełnie odmawiają posłuszeństwa, są pokracznie wygięte i rozstawione. Nie mamy pojęcia dlaczego.
Tylko gdzieś w głowie słyszę swój własny głos: "przecież to bez sensu". Nawet jeśli się wzmocni... Nawet jeśli zacznie chodzić... Jakie są szanse, że przeżyje operacje, mając 12 lat? Jakie są szanse, że po tej operacji cokolwiek będzie takie samo?
To wszystko wygląda zupełnie inaczej, gdy dotyczy własnego psa. Wiesz, że to bez sensu, a jednak nie chcesz dopuścić do siebie myśli o eutanazji. Nie potrafisz być obiektywny. Nie potrafisz wyłączyć emocji, patrząc na psa, z którym spędziłaś 12 lat życia, który spał z tobą w łóżku, z którym się wychowywałaś, którego uczyłaś dawać łapę i robić "siad".
Albo przynajmniej ja nie potrafię. Może jestem beznadziejna, ale nie potrafię.
Nie jesteś beznadziejna, jesteś człowiekiem. A ludzie mają dylematy moralne / etyczne, tym bardziej nasilone im większym uczuciem darzy się obiekt tychże dylematów. Nie ma tu dobrej odpowiedzi. Z jednej strony można leczyć i z doświadczenia Ci powiem, że psy po splenektomi (nawet te starsze), żyją i miewają się dobrze. Wszystko pod warunkiem, że towarzyszące zmiany i niedomogi narządowe nie są bardzo nasilone (albo jeżeli nie ma przerzutów). Pewne jest, że bez tego zabiegu nie macie szans. Z drugiej strony, gdy lekarz informuje Cię, że rokowanie jest ostrożne lub przechylające się w stronę niepomyślnego, to lepszym rozwiązaniem jest pozwolenie na odejście bez bólu. Zwierzęta cierpieć nie muszą, tylko ludzie są na to skazani. A mimo, że nie ma pięknej śmierci to ta farmakologiczna jest przynajmniej bezbolesna. Najgorsze, że nikt nie jest w stanie tej decyzji podjąć za Ciebie. I na cokolwiek się zdecydujesz to nie zarzucaj nic sobie, bo każda z tych decyzji (poza pozostawieniem psa samemu sobie) będzie dobra. Powodzenia
OdpowiedzUsuńDecyzja w sumie sama się podjęła... Pies słabnął w oczach, zupełnie przestał wstawać, bardzo źle oddychał, kroplówki nie dawały absolutnie nic. Uśpiliśmy go we wtorek. Nie mogę pogodzić się tylko z tym, ze to wszystko stało się tak szybko, ze nie miałam najmniejszej szansy, żeby o niego zawalczyć, nie mogłam oswoić się z ta myślą i się z nim pożegnać.
UsuńWiem, ze to była jedyna słuszna decyzja, ale i tak mi z tym źle.