poniedziałek, 19 października 2015

Ignorancja

Spotkałam się ostatnio z moją znajomą z podstawówki. Rozmowa jak rozmowa - trochę o niczym, trochę o pogodzie, trochę o dawnych czasach. Przyznałam się, co studiuję i od razu granat przeciwpancerny został odbezpieczony.

- Wiesz co, bo mój pies ostatnio jest taki osowiały... Praktycznie nie wstaje... I tak trze tyłkiem o podłogę. Chyba ma robaki, moja matka szuka jakichś domowych sposobów na to.

Do tej pory nie wiem, dlaczego właściwie moje szczęka znalazła się na poziomie kolan. Dlatego, że pies źle się czuje, a nikt nie zabierze go do weta? Dlatego, że saneczkowanie uznane zostało za objaw robaczycy? Czy może dlatego, że szkoda kasy na tabletkę na robaki?

Powstrzymując się ze wszystkich sił od wybuchu, powiedziałam bardzo grzecznie, że to według mnie wygląda na przepełnione zatoki okołoodbytowe, a jeśli pies jest osowiały, to mogło już dojść do zapalenia i że powinni szybko udać się do weta, żadne tabletki na robale tu nie pomogą.

- Wiesz co, ale ten pies ma już pięć lat... I tak pewnie niedługo zdechnie.

Przysięgam, że tylko maniery wyniesione z domu powstrzymały mnie od zdzielenia dziewczyny po głowie czymś bardzo ciężkim. Poza tym, jak na złość, nie miałam przy sobie żadnej cegły w stylu książki do farmakologii. Wyładowałam emocje, przygryzając sobie język. Nie polecam. Ku mojej rozpaczy, nie był to koniec rewelacji.

- Może powiesz mi, co mam zrobić, żeby kotu zagoił się ogon? Bo nasz kot jakiś czas temu poszedł w tango i wrócił bez kawałka ogona i to mu się strasznie paprze... Ropa jakaś, sama nie wiem co. W sumie to ja się do niego nie zbliżam, bo mnie brzydzi. Ale przecież nie będę go wieźć do weterynarza i płacić za leczenie kociego ogona...

Przypomniało mi się wtedy, jak moja mama kilkanaście lat temu wiozła do lecznicy naszego podwórkowego dachowca, któremu ktoś kamieniem roztrzaskał czaszkę i wybił oko. Wszyscy wówczas pukali się w głowę, bo kto to widział, żeby z wiejskim kotem tyle zachodu robić. Operacja trochę kosztowało, ale majątek to nie był, a kota poskładali do kupy, gałkę oczną usunęli, oczodół zaszyli i po kilku tygodniach kocur polował już na ptaki. I prezentował się przy tym doskonale, lekarze spisali się na medal. Był u nas jeszcze długo, długo i - sądząc po uwielbieniu, jakim darzył mamę - nigdy nie zapomniał, że to ona karmiła go strzykawką, gdy nie był w stanie otworzyć pyska.

Chociaż czułam głęboki wstręt do całej sytuacji, zaproponowałam przemycie nadmanganianem i zasypanie Dermatolem, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie mam pojęcia, w jakim stanie jest rana, ale chyba lepszy żółty proszek niż nic... Pomijam fakt, że absolutnie nie jestem osobą, która powinna udzielać takich rad, a moja wiedza mieściłaby się w łyżeczce od herbaty.

Do czego zmierzam? Przerażona jestem ludzką ignorancją. Masz zwierzaka, człowieku? To go lecz! Nie ma wymówek! Proszenie o takie rady studenta bądź lekarza weterynarii to jak proszenie się o cios cegłówką w głowę.

piątek, 9 października 2015

Teksty, które słyszał już każdy

Początek rozmowy jest zawsze taki sam, grzecznościowa wymiana pozdrowień i informacji o sobie. W pewnym momencie pada to istotne pytanie: "Co studiujesz?". Odpowiadasz, że weterynarię i zdajesz sobie sprawę, że właśnie odbezpieczyłaś granat przeciwpancerny.

- Weterynaria? To coś takiego jak medycyna?

- A nie chciałaś iść na medycynę?

- Haha, a wiesz, że będziesz wsadzać krowom rękę w tyłek?

- Czytałem, że na weterynarii masturbuje się knury, robiłaś już to?

- O, bo wiesz co, mój pies nie je od trzech dni, co mu może być? Wyleczysz go?

- Super, będziesz leczyć za darmo mojego zwierzaka!

- To badałaś już krowę?

- Nie chciałaś być lekarzem?

- Dlaczego weterynaria? Na lekarski się nie dostałaś?

- Ale wiesz, że będziesz musiała uśpić pieska? To przecież straszne.

- To chyba słaby zawód dla dziewczyny... Co zrobisz jak cię wezwą do krowy?

- To chyba całkiem lajtowe studia, no nie?

- Świetnie, ostrzyżesz mi psa?

- Ile razy jeździłaś już na koniu?

- To prawda, że możesz normalnie wypisywać pigułki "po"? Tak? Ale super!

- Oooch, ja też kocham zwierzątka! Też jesteś wegetarianką?


Możecie dopisać coś do tej listy, tu są tylko te przykłady, z którymi sama się zetknęłam. Myślę, że ludzka kreatywność nie ma granic i z pewnością jeszcze kiedyś ktoś mnie zaskoczy.

A jakby ktoś był ciekawy co u mnie, to powiem tylko, że trzeci rok jest super. Ciekawe, czy za miesiąc nadal będę tak twierdzić ;)