Kilka dni temu do lecznicy przyszedł pan myśliwy, którego pies miał gigantyczny nowotwór w jamie brzusznej. Brzuch zaczął się powiększać trzy tygodnie temu, ale nie było czasu, żeby przyjechać do lecznicy. Bywa i tak. Nawet ja byłam w stanie zobaczyć na USG tę masę dziwnej tkanki, niepodobną zupełnie do niczego. Innymi słowy - sprawa przesądzona. Według lekarzy wręcz kwestia dni.
Zaproponowaliśmy uśpienie. Pan jednak bardzo się obruszył i powiedział, że nie ma mowy. Pies odejdzie w domu. Zostanie zabrany na ostatnie polowanie. Jak wnuczęta pójdą do szkoły, oczywiście.
Od razu zrozumieliśmy, o co mu chodzi. Lekarz zaczął mówić o tym, jak będą wyglądać ostatnie dni psa, że będzie się męczył, kilka razy powtarzał, że ktoś od nas może pojechać do nich na wieś. Pan po jakimś czasie zaczął przytakiwać, ewidentnie dla świętego spokoju. Wiadomo, że i tak zrobi swoje.
Później rozmawialiśmy o tym całą ekipą z tamtego dyżuru. I towarzystwo nam się podzieliło. Jedna strona uważała, że to bestialstwo - nie dość, że zabicie własnego przyjaciela, to jeszcze przecież myśliwy może nie uśmiercić go od razu, co zaowocuje bólem i agonią. Druga strona wzruszyła ramionami - myśliwi tacy są. Dla nich pies to narzędzie pracy. Zorganizują polowanie, puszczą go za zwierzyną i wtedy zastrzelą, według nich tak wygląda honorowa śmierć. Nie na stole w gabinecie, a w lesie. Byleby tylko trafili. A podobno zazwyczaj trafiają.
Legalność tego czynu oczywiście pomijam milczeniem. Prawo prawem, ludzie i tak robią co chcą. Trzeba byłoby gościa przyłapać na gorącym uczynku. Niewykonalne.
Widziałam usypianie zwierząt wiele razy, czasami w spokojnej sali szpitala, czasami przy łzach właścicieli. Cóż, taka kolej rzeczy. Zdarzało się, że to ja pakowałam cudzego pupila do lodówki. Jakoś nigdy się nad tym nie rozczulałam.
Jednak gdy tylko wyobraziłam sobie, że ten myśliwy zastrzeli swojego psa, którego z taką troską trzymał w ramionach i do którego mówił z czułością nie mniejszą niż pancia do ukochanego yorka... Co tu dużo gadać. Czułam się tak, jakby wszystkie narządy wewnętrzne mi się poprzewracały na lewą stronę. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
Są takie momenty, kiedy myślę sobie - "tamci od leczenia ludzi mają lepiej". To był jeden z nich.
To mi przypomniało, jak kilka lat temu pojechałam do rodziny na wieś i w lesie przyczepił się do mnie sympatyczny piesek. Szedł za mną aż do domu, ewidentnie ktoś go porzucił, co się często tam zdarza - ludzie jadą szosą i wyrzucają psy, koty... Po długich namowach wuj zgodził się wziąć psa do siebie. Gdy jakiś czas później zadzwoniłam i zapytałam, jak tam się ma ów uroczy piesek, dowiedziałam się, że sąsiad-myśliwy go zastrzelił. Bo mu jajka z kurnika zjadł...
OdpowiedzUsuńNiestety nie wszyscy ludzie mają wyobraźnię. Ja nie wiem jak można zastrzelić swojego towarzysza. Ani też uśpić. Nie potrafiłabym. Cudze uśpić? Owszem. Ale nigdy swojego.
OdpowiedzUsuńhttps://zawodweterynarz.blogspot.com
Nie dziwię się temu podziałowi twojej grupy, sam mam mieszane co bym począł w takiej sytuacji. Niestety zakończenie psa moim zdaniem bardzo dziwne. Zastanawiam się nawet czy prawdziwe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zakończenie było wówczas otwarte. Pies odesłany do domu. Z naszej strony prośba o powrót na eutanazję. Ze strony pana plany ostatniego polowania. Tak to wyglądało.
UsuńCi od leczenia ludzi tez nie maja lepiej bo .... musza wykonywac te same czynnosci.
OdpowiedzUsuńdignitas.ch
w zasadzie -www.dignitas.ch ale jest tez exit.ch i inne.
OdpowiedzUsuńPrzemysł przetwórczy