Farmakologia
Różne są absurdy na tym świecie. Drugi semestr farmakologii to jeden z nich. Niedługo przed egzaminem jest kolokwium z recept, później kolokwium z preparatów... Po czym pierwsza część egzaminu to znowu recepty i znowu preparaty. W dodatku z obu są oddzielne oceny. Tylko jeśli będziesz mieć dwie pozytywne, możesz przystąpić do części ogólnej egzaminu. Jedna dwója odsyła z automatu na wrzesień. Pierwszy termin jest testowy (oprócz recept oczywiście), drugi pisemny.
Patofizjologia
O ćwiczeniach pisać nie będę, bo - tak jak w poprzednim semestrze - nic ciekawego na nich nie nastąpiło. Natomiast ciekawy jest egzamin.
Najpierw jest test. Wyświetlają go na rzutniku, pytania koszmarnie długie, ciężko je przeczytać, ale przynajmniej część jest z giełdy. Uwaga - testu nie trzeba zdawać! Ma on jedynie na celu odsianie najlepszych 60 osób, które pójdą na pierwszy ogień na ustną odpowiedź do profesora. Cała reszta roku idzie po prostu na drugi termin, nie musi jeszcze raz męczyć się z testem.
Na pierwszym terminie pyta tylko profesor, na pozostałych wszyscy prowadzący.
Można być zwolnionym za jakieś karkołomne wyczyny, nie wiem na czym to polega.
Diagnostyka
Po całkiem przyjemnym poprzednim semestrze, pani docent T. postanowiła wyjść na wojnę ze studentami i zredukować liczbę osób potencjalnie zwolnionych z egzaminu. Również Jaszczurkę nie ominęła przyjemność odwiedzin jej gabinetu. Nie polecam.
Egzamin składa się z dwóch części. Najpierw jest praktyczna, gdzie do uzyskania jest 40 punktów. Pytania losuje się z listy, która niby krąży w internecie, ale co roku jest modyfikowana. Prowadzący są (w większości) bardzo przyjemni, dają dużo punktów i rzucają pytania ratunkowe. Później jest część teoretyczna w formie testowej. Ogółem trzeba zdobyć 60 punktów, by zdać przedmiot. Jeśli komuś się nie uda, poprawia tylko test.
Zwolnieni z teorii zostali ludzie ze średnią 4.0 z obu semestrów.
Chirurgia i anestezjologia
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele. Jaszczurka pełna była zapału i nadziei, które prysły jak bańka mydlana. Część zajęć jest praktycznych, ale przeważająca większość to koszmarnie nudna teoria. Procedury dotyczące aseptyki zdarzają się bardzo boleśnie z rzeczywistością sali operacyjnej. Nadzieje i zapał studentów studzone są przez niskie fundusze uczelni. Na razie przedmiot prowadzony jest na starych klinikach, więc wieje starym szpitalem psychiatrycznym, ale może już od przyszłego roku wszystko zostanie przeniesione do nowego budynku.
Są dwa zaliczenia z anestezjologii (pisemne, pytania banalne), ustne zaliczenie narzędzi chirurgicznych i praktyczne kolokwium z szycia.
Przydałoby kupić sobie już imadło i pęsetę chirurgiczną, ale za ich brak też nikt ścigał nie będzie.
Egzamin jest pisemny, składa się z dwóch pytań z anestezjologii i jednego z chirurgii. Bardzo przystępne.
Można być zwolnionym z anestezjologii, gdy oba kolokwia zaliczyło się na minimum 4.
Parazytologia
Dla mnie przedmiot śmiertelnie nudny, ale genialnie prowadzony. Katedra parazytologii jest najprzyjemniejszym miejscem w całym Coll Vecie. Najlepiej na ćwiczeniach trafić na doktora K., który opowiada niesamowite ciekawostki - nawet ja wtedy słucham :)
Podczas tego przedmiotu trzeba wyrobić 15 godzin stażu w zakładzie, gdzie doskonali się swoje umiejętności praktyczne - flotacja, dekantacja, sekcje parazytologiczne i inne przyjemności. Można zrobić to na szóstym lub siódmym semestrze, wedle uznania. Kolokwia są dwa, jedno ustne, drugie testowe.
Patomorfologia
Pierwszy semestr to tylko "szkiełka". Trzeba wyposażyć się w zestaw kredek, by móc odwzorowywać preparaty w zeszycie. Na początku (przyzwyczajeni do gotowców na histologii) byliśmy sceptycznie nastawieni do tego pomysłu, ale później okazało się to być świetnym urozmaiceniem nudnych zajęć. Można poczuć się jak prawdziwy artysta, a potem pośmiać z bazgrołów kolegi. Kolokwia są dwa, oba ustne, trzeba mieć ze sobą zeszyt.
Choroby owadów użytkowych
Czyli innymi słowy pszczół. Przedmiot nieszkodliwy, każdy śpi, nie trzeba uważać, nie ma kolokwiów, jeśli ktoś chodzi na wykłady, jest zwolniony z egzaminu, podczas gdy cała reszta musi przyjść na ustne zaliczenie u profesora. Jeśli chodzi o zakres materiału - wikipedia spokojnie wystarczy :) Profesor jest naprawdę cudownym człowiekiem, który dobrze wie, że przedmiot ten nie jest nam szczególnie potrzebny.
Higiena pasz
Przedmiot prowadzi doktor dobrze znany z immunologii. Dobrze zdaje sobie sprawę, że nie interesują nas te zajęcia i w dodatku wcale nie ukrywa, że dla niego też jest to strata czasu :) Nie robi problemów, ćwiczenia zawsze są krótkie, nie trzeba uważać, nie ma żadnego zaliczenia końcowego.
Przed siódmym semestrem, musimy zrobić sobie ogólne badanie lekarskie i książeczkę sanitarno-epidemiologiczną. Wszystko dlatego, że już na czwartym roku czeka nas największa przyjemność na tych studiach... rzeźnia :o
Te pszczoły brzmią nieźle. Ale rzeźnia? Odynie, uryczałabym się i zaczęła planować akcję porwania wszystkich zwierząt, żeby ich tylko nikt nie zjadł. T.T Tu to już trzeba mieć stalowe nerwy.
OdpowiedzUsuńNiestety, w przyszłe wakacje musimy też odrobić dwutygodniowe praktyki rzeźniane. Oczywiście planuję mieć je tylko na papierze, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.
UsuńAle oprócz ubojni będą też wycieczki do zakładów przetwórstwa mlecznego :)
Pan Pszczoła jest kochany :) Przypomnialaś mi że byl egzamin z preparatów i dlugo zastanawialam się jak to jest mozliwe ze to zdalam...
OdpowiedzUsuńMimo że wiele przedmiotów wydaje się że są na nic ( Higiena Pasz ) to w przyszlości jednak gdzieś tam ta wiedza może się przewinąć, w szczególności na dużej weterynarii.
Oh piękne lata studiów!