czwartek, 27 listopada 2014

Podsumowanie listopada

Kolokwia: 5
Drugie terminy: 2
Trzecie terminy: 0 (no znowu tak cudownie!)
Wejściówki: 1
Oblane wejściówki: 1

Jaszczurka i fizjologia chyba nigdy się nie polubią. Z tego powodu jakoś w ogóle nie czułam żalu, wykorzystując przywilej jednej nieobecności na tym porywającym przedmiocie. W związku z tym przez cały listopad miałam przyjemność pisać tylko jedną wejściówkę. Oczywiście nie skończyło się to zwycięstwem. Ale hej, jeśli przegrywać, to tylko w wielkim stylu! Jeden punkt na dziesięć, juhu!

Żarty żartami, ale nagle jestem w plecy o 3,5 punktu, więc wychodzi na to, że cztery wejściówki muszę napisać na czwórki. Ups... Liczę, że punkty za obecność na wykładach mnie uratują. Tylko nagle zaczęły się bardzo niepokojące plotki, jakoby w tym roku miało nie być listy na żadnym z wykładów. Liczę, że to jedna z bajek opowiadanych w celu przestraszenia jak największej ilości osób.

Poza tym doszłam do wniosku, że chyba nigdy nie uda mi się zaliczyć kolokwium z biochemii w pierwszym terminie. To już taka niepisana tradycja, że drugi termin być musi i już. Dla porządku i dla samego poczucia, że jest jakaś stała rzecz w całym wszechświecie.

Atrakcją listopada było oddanie projektu świniarni. Oj, przepraszam, chlewni. A w ogóle to chyba cyklu produkcji tuczników w obiegu zamkniętym (?). Ale świniarnia brzmi sto razy lepiej, prawda? W każdym razie, nauczeni błędami kolegów z obecnego trzeciego roku, nie zostawiliśmy roboty na wieczór przed terminem oddania. I całkiem słusznie. Jaszczurkę mało nie trafił szlag, gdy liczyła zapotrzebowanie na paszę dla loszek remontowych. Jeśli ktoś widzi sens, dla którego musieliśmy się tak bawić, niech mnie oświeci, bo naprawdę nie potrafię go znaleźć.
Projekty już oddane i mam nadzieję, że już więcej o nich nie usłyszymy i na dobre pożegnamy się z panią od świń.

Inną ciekawostką było zaginięcie czaszki konia z prosektorium. Rok temu zniknęła czaszka krowy. Chyba te czaszki mają dosyć już dusznej atmosfery Coll Vetu i po prostu wybrały wolność. Niektórzy nie wierzą w te kradzieże, bo jednak takiego czegoś do kieszeni się nie schowa, ale ja straciłam wiarę w ludzkość, gdy dowiedziałam się, że to obecny trzeci rok zwinął krowią czaszkę i ją sprzedał. Jak można być tak bezmyślnym? Przecież to ma służyć wszystkim. W ogóle nie potrafię zrozumieć takiego zachowania. Tak samo jak nie potrafię zrozumieć, gdy ludzie biorą dla siebie wszystko, co znajdą na auli wykładowej. Moim znajomym nie udało się odzyskać zostawionych tam piórników, zegarków, czapek... Oczywiście żaden z przedmiotów nie został oddany do szatni lub portierni... Po co, skoro "znalezione-nie kradzione"?

Piękne jest to, że po bardzo męczącym początku miesiąca, teraz możemy cieszyć się błogim spokojem, wolni od zaliczeń i innych trosk tego świata. Ten stan nie potrwa zbyt długo, więc każdy stara się wykorzystać go maksymalnie. Żeby tylko jeszcze nie trzeba było myśleć w weekend o fizjologii...

I na koniec - tradycyjnie już - piosenka. Tym razem nie weterynaryjna, a dotycząca medycyny ludzkiej... Ale oglądając dziewczynę biegnącą po korytarzu i śpiewającą "I don't know", zobaczyłam siebie przed zaliczeniem z anatomii :D

sobota, 15 listopada 2014

Trupiarze

Podejrzewałam, że prędzej czy później będę świadkiem jakiejś mniej lub bardziej dziwnej sytuacji. No dobrze, tym razem to nie ja, ale mój kolega. Tak czy inaczej, historyjka rozprzestrzenia się lotem błyskawicy po murach Coll Vetu.

Dzień egzenteracji konia, późny wieczór, okolice budynku Teorii Weterynarii. Na placyku grupka osób o średniej wieku ewidentnie wskazującej na to, że studia mają już za sobą. Głosy na tyle podniesione, że nie da się ich nie usłyszeć.
- Cholerni trupiarze! To już ostatni raz, jak tu tak śmierdzi!
- Mój wnuczek widział tego zdechłego konia i potem płakał cały dzień, musiałam mu mówić, że konik wyzdrowieje!
- Nie można prania normalnie wywiesić, bo wszystko śmierdzi trupem!
- Niedopuszczalne!
- Skandal!
- Ja to zgłoszę!

Tak więc od tego momentu wszyscy czujemy się cholernymi (tak naprawdę padło tam inne słówko, którego ze względu na przyzwoitość nie przytoczę) trupiarzami, którzy zajmują się mordowaniem niewinnych koni i straszeniem dzieci po nocach. I szczerze mówiąc bardzo nam z tym dobrze.

Chętnie podsunęłabym tym ludziom mój niezawodny sposób na ignorowanie niemiłych zapachów, który stosuję niezmiennie już od dawna, przynosi świetne efekty.

Jeśli wierzyć ploteczkom, finał historii miał miejsce wraz z wizytą sanepidu. Czy to prawda? Nie mam pojęcia. Swoją drogą ciekawa jestem, jak sanepid zapatruje się na kwestie niezakonserwowanych zwłok zwierzęcych.