czwartek, 15 lutego 2018

Started from the bottom now we're here...

Przez ostatnie dni mam ciągle w głowie ten tytułowy wers.
Praktycznie codziennie ktoś z "mojej" lecznicy pyta się, czy zostanę u nich na staż.
A ja naprawdę tego nie wiem.
Powinnam to już wiedzieć?
Wybiegam myślami raptem do następnego kolokwium, następnego koncertu i następnego weekendu.
Mam ochotę zrobić sobie koszulkę z napisem "nie pytaj mnie o przyszłość".

Janek, chociaż daleki od pytania mnie o cokolwiek prywatnego, też nie pomaga:
- Pobierz krew temu owczarkowi i zrób morfologię.
No okej. Wierzcie lub nie, ale zazwyczaj naprawdę trafiam w żyłę. Igłą. Bo wenflon nadal jest dla mnie czarną magią i złem najgorszym. Ale zawsze mam nad sobą jakiegoś mentora.
- Sama?
Janek unosi brwi, robiąc dobrze znaną mi minę "no-jednak-jesteś-głupsza-niż-kiedykolwiek-przypuszczałem".
- Jesteś już prawie lekarzem, co w tym dziwnego? Weź sobie do pomocy jakąś techniczkę, żeby pies nie odgryzł ci głowy.

Jak do tego doszło, że w tym samym miejscu, w którym marzyłam o nabraniu po raz pierwszy leku do strzykawki, Janek mówi mi, że jestem już prawie lekarzem?

Jakby mało było atrakcji, dostałam wczoraj świeże zwłoki do ćwiczeń. Robiłam USG pod dyktando lekarza i znalazłam nawet nadnercza (ale wielkich kamieni w pęcherzu nie zauważyłam :D), intubowałam, zacewnikowałam, wykonałam punkcję do jamy otrzewnowej, jamy opłucnowej, pęcherza...  A na koniec delikwenta wykastrowałam.

I powiem Wam, że powoli, powoli... Coś z tego gąszczu niepotrzebnych i trudnych rzeczy zaczyna się wyłaniać. Czasami już sama wiem, co robić. Bywa tak, że czasami robię coś automatycznie, zanim jeszcze pomyślę.
... a czasami przez pięć minut mocuję się z pudełkiem od refraktometru, starając się otworzyć je ze złej strony.

Nie chcę jeszcze iść do pracy. Naprawdę, nie chcę jeszcze zasuwać dzień w dzień po minimum osiem godzin i czuć na sobie ciężar odpowiedzialności za zwierzęce życie. Ale z drugiej strony, gdy pomyślę sobie, że za kilka dni znowu muszę wracać na moją najcudowniejszą uczelnię, gdzie uczymy się samych przydatnych i praktycznych rzeczy, to wszystko przewraca mi się w środku na lewą stronę i mam ochotę iść na kolanach do szefa, wołając, że zostaję u niego na staż i w ogóle to chciałabym zacząć już teraz.

Jaszczurka stworzeniem pełnym sprzeczności.



I nie jestem fanką Drake'a, o nie, ten wers przyplątał mi się z zupełnie innej piosenki... 

czwartek, 8 lutego 2018

Przedmioty na dziewiątym semestrze lubelskiej weterynarii

Interna psów i kotów 
Wygląd ćwiczeń zależy od prowadzącego. Mi najbardziej podobają się zajęcia z kierownikiem katedry, na które trzeba przyjść przygotowanym, a w trakcie odbywa się wielkie odpytywanie, jednak w sposób bardzo praktyczny i zmuszający studentów do myślenia.
Jeśli myślicie, że na ćwiczeniach schodzi się na dół klinik i przyjmuje pacjentów albo omawia przypadki na szpitalu - hehe, nie. Po prostu przerabiamy choroby wewnętrzne dotyczące danych układów. Po każdym układzie jest ustne kolokwium.

Chirurgia psów i kotów 
Z okulistyki i stomatologii są ćwiczenia praktyczne na zwłokach, raz zdarzyli się też prawdziwi pacjenci. Ogólnie jest całkiem sympatycznie. Z obu tych części są oddzielne zaliczenia. Natomiast gdy skończy się stoma, robi się lekki chaos. Raz staliśmy na dusznej sali operacyjnej, słuchając jakiegoś dziwnego monologu o więzadłach w kolanach, który przyniósł tylko taki efekt, że mało nie umarliśmy z niedotlenienia. Innym razem robiliśmy operację na zwłokach (jednych na całą grupę), z której absolutnie nic nie widziałam i wiem tylko, że miała coś wspólnego z ortopedią.
Potrzebne maski, czepki, rękawiczki.

Rozród bydła 
Niestety ten semestr jest jeszcze nudniejszy niż poprzedni - w całości poświęcony gruczołowi mlekowemu. Jedno ćwiczenie praktyczne z szycia strzyków. Kolokwium jest jedno, tuż przed egzaminem, pisemne (ale taka forma została wybrana na nasz wniosek). Egzamin to pytania krótkiej odpowiedzi, większość z giełdy.

Andrologia
Czyli wszystko o męskich narządach rozrodczych i nasieniu. Również nie jest to nic porywającego. Jedno ćwiczenie praktyczne, na którym można policzyć plemniki - może też coś jeszcze, ale Jaszczurka była bardzo zajęta bawieniem się rosyjskim liczydłem. Kolokwium jedno, tuż przed egzaminem, ustne. Egzamin w formie podobnej jak na rozrodzie, pytania z giełdy.

Puszki 
Czyli higiena produktów pochodzenia zwierzęcego. Chyba. Pamiętacie mięso? To świetnie, bo oto kolejny semestr nauki praktycznie tego samego, tylko teraz dla odmiany w większości mowa jest o produktach, które można już zjeść. Na ćwiczeniach są też "badania organoleptyczne", czyli prościej mówiąc degustacja kiełbasy, pasztetu i temu podobnych wynalazków. Polecam zerknąć w plan ćwiczeń i zabrać ze sobą bułeczkę, bo katedra nie sponsoruje pieczywa.

Choroby ptaków 
To trzeba przeżyć. To po prostu trzeba przeżyć. Odpytywanie na każdych ćwiczeniach, życzliwi prowadzący, masa fascynującej wiedzy drobiarskiej. Kolokwium pod koniec semestru, 15 pytań opisowych, sprawdzanych BARDZO szczegółowo. Drugi termin to 5 pytań opisowych, sprawdzanych zdecydowanie bardziej łaskawie.
Dodatkową atrakcją jest to, że w ramach tego przedmiotu trzeba odbyć osobny staż.

Choroby zakaźne zwierząt gospodarskich 
Przedmiot równie porywający jak wszystkie inne zakazy. Dwa kolokwia w semestrze. Na egzaminie trzy pytania opisowe.

Dietetyka 
Dla większości przedmiot nudny, dla mnie nawet interesujący (oczywiście tylko te części o żywieniu małych zwierząt). Nie ma kolokwiów. Egzamin to test wyświetlany na rzutniku, a karta odpowiedzi jest w formie... słoneczka.

Weterynaria sądowa 
Przedmiot, który darzę miłością nieskończoną, może za sprawą prawniczych genów. A może przez spaczenie psychiczne, które sprawia, że lubię babrać się w zwłokach. Ćwiczenia zdecydowanie najciekawsze są z doktorem L., ale ogólnie wszyscy prowadzący są bezproblemowi. Egzamin to pięć pytań opisowych.

Prewencja 
O czym jest ten przedmiot - tego nie wie nikt...


Jeszcze tylko dwa semestry, o borze szumiący..