środa, 18 listopada 2015

Robi się poważniej

Trzeci rok przywitał nas nowymi przedmiotami i nawałem nauki, który sprawił, że nawet Jaszczurka - stworzonko trochę leniwe i z duszą kombinatora - uczciwie siedzi w książkach.
Ale zaczyna robić się poważniej. Poważniej pod każdym względem. Skończyły się teksty w stylu "co wy robicie na tych studiach?!", a zaczęły "będziecie państwo lekarzami". Mimo dobrze zapowiadającego się początku, ciąg dalszy jest niezmiennie ten sam i sprowadza się do konieczności logicznego myślenia, z którym jest u nas ciężko. Z niedowierzaniem myślę sobie, że jesteśmy prawie w połowie drogi. Wcale nie czuję się mądrzejsza niż wtedy, gdy byłam na pierwszym roku.

W związki z tym, że mamy już zajęcia na klinikach (całą jedną diagnostykę), trzeba było drogą kupna nabyć sobie stetoskop. Większość ludzi ogarnął mały szał na Littmany - nie tylko w wersji internistycznej, ale też pediatrycznej (dla małych zwierząt). Jednak ja - nie wiem do końca czy ze skąpstwa czy z rozsądku - postanowiłam na początku nie szaleć i uruchomiłam "internety" w celu znalezienia stetoskopu z możliwie jak najlepszym stosunkiem jakości do ceny. Tak znalazłam Spirita. W coś lepszego może zainwestuję, gdy nie będę czuć się jak głupek, trzymając stetoskop w dłoni. Ponieważ znam się na takim sprzęcie jak na fizyce kwantowej (czyli wcale) nie potrafię powiedzieć niczego mądrego. Niczego niemądrego zresztą też. Po prostu - jest, ma ładny kolor (najważniejszy parametr), bez wątpienia działa. Ponieważ na tonach serca w ogóle się nie znam, przetestowałam stetoskop z... głośnikiem :D Jedna strona ładnie podbija basy, druga wyostrza wokal. Przy okazji wreszcie wykryłam, który z mojego zestawu głośników nie działa. Tak więc, drodzy czytelnicy, stetoskop może mieć bardzo szerokie zastosowania. Sprawdzi się doskonale, gdy zepsują nam się domowe słuchawki.
Tak "baj de łej" - strasznie niewygodnie się nosi to ustrojstwo na szyi. Nienawidzę, gdy coś dotyka mojego karku. Szpanu nie będzie, bardzo mi przykro.

Wszyscy (ze mną na czele) cieszą się jak dzieci z podstawówki, bo zaczęły się zajęcia ze zwierzętami. Nasi pierwsi pacjenci - konie - nie wyglądały na zbytnio zachwycone naszą obecnością. O ile jeszcze badanie tętna i ocena spojówek poszły okej, tak już z jamą ustną problem był niemały. Pod tym jednym względem studenci lekarskiego mają na pewno łatwiej. Nie muszą skakać przed swoim pacjentem, usiłując złapać go za język i nie puścić, gdy badany szarpnie głową. Nie wiem jak ja - osoba pozbawiona całkowicie koordynacji ruchowej, ale posiadająca za to aż dwie lewe ręce - poradzę sobie ze wszystkimi praktycznymi ćwiczeniami. Może wreszcie się trochę ogarnę... Kiedyś.

W przyszłym tygodniu mamy kolokwium z farmacji, mikrobiologii i patofizjologii, a wisienką na torcie jest wejściówka z farmakologii.

Do usłyszenia!

1 komentarz:

  1. Ja też weta, więc rozumiem Twój ból, ale powiem Ci, że mój brat, jeszcze jak studiował na lekarsko dentystycznym, i zaczynał zajęcia ze stomatologii dziecięcej, to był bliski szału. O, mało który dzieciaczek, nawet o wyglądzie aniołka, da sobie spokojnie ,,grzebać'' w ustach. Tez jest wyrywanie i kręcenie głową na wszystkie strony.. Nie muszę już chyba wspominać, jakie są cyrki i uspokajanie pacjentów, którzy cierpią na dentofobię (i tu wiek znaczenia nie ma). Taki już los wszystkich lekarzy.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń