wtorek, 3 marca 2015

Zmiany, zmiany

Nowy semestr to cały szereg nowości. Nawet na takim przedmiocie jak fizjo, gdzie myśleliśmy, że nic nas nie zaskoczy (poza pytaniami na wejściówkach) okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nowi prowadzący (w sumie całkiem pozytywna zmiana) i zapowiedziany… brak rozbójnika. Po akcji z listą nie ma co się łudzić, że jest to tylko straszenie. Trzeba zacisnąć zęby i nie dać się pokonać.
Długo wyczekiwana mikrobiologia nas nie zawiodła. Zapewne wejściówki sprawią, że nakryjemy się nogami i schowamy pod stoły, ale jak na razie sama część praktyczna ćwiczeń jest ciekawa i w dodatku zabawna. Tylko czekać aż Jaszczurka podpali sobie fartuch nad palnikiem lub zakazi się jakimś paskudztwem.
Anatomia topograficzna zdecydowanie nie będzie moim ulubionym przedmiotem, głównie ze względu na formę ćwiczeń. A pomyśleć, że jeszcze parę lat temu na naszej uczelni studenci uczyli się na żywych zwierzętach, a we Wrocławiu na topach robi się sekcje zwłok. Marzenia…
Wprawdzie na fakultety zapisywałam się ze względu na dzień, a nie przedmiot, ale nie sądzę, żebym wyszła na tym jakoś wybitnie źle. Chodzenie na ptaki w zeszłym semestrze całkowicie zniechęciło mnie do tematu, chociaż wcześniej byłam żywo zainteresowana tą tematyką. Natomiast teraz wylądowałam na przedmiotach, na których powinnam zastanawiać się "co ja tu robię?", a o dziwo... Spodobało mi się! 

Jeśli chodzi o zmiany poza uczelnią to udało mi się dostać się na wolontariat do lecznicy, tym razem już nie w moim rodzinnym mieście, a w Lublinie. Byłam naprawdę zaskoczona tym, jak wiele dały mi moje wakacyjne przygody. Uparcie myślałam, że moje umiejętności to jedno wielkie zero, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że wiem wszystko, co tłumaczy mi mój lecznicowy opiekun. Naturalnie nadal działania leków to dla mnie jedna wielka czarna magia (i tak będzie dopóki nie dobrnę do farmy), ale niektóre buteleczki od razu wydały się znajome :)

Teraz trochę inne zmiany… Znowu zaczynają do mnie docierać głosy zachęcające do ucieczki z Lublina. Konkretnie głosy te mówią tyle: wyjeżdżaj do Warszawy/Wrocławia/Olsztyna, bo tutaj niczego praktycznego się nie nauczysz. I nie wiem czy to szaleństwo, nie wiem, czy za parę lat nie będę myśleć zupełnie inaczej, ale… Tej zmiany nie chcę. Miałam już chwile zwątpienia w swoim krótkim jaszczurkowym życiu, ale że jako nigdy nie lubiłam polegać na opiniach innych, stwierdziłam, że muszę się przekonać na własnej skórze. Wyjdę na tym jak Zabłocki na mydle? Mam nadzieję, że nie do końca. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chce się uczyć, to będzie robił to w każdych warunkach. Jaszczurka ma nadgorliwości aż nadto :)


1 komentarz:

  1. w Olsztynie również uczymy się na żywych zwierzętach (a sekcje zwłok przynajmniej ptaka są zapowiedziane) - faktycznie kiepsko z tym u Ciebie :P może zamiast zmieniać uczelni na stałe wybierz się na MOST?

    OdpowiedzUsuń