sobota, 23 sierpnia 2014

Wolontariat dzień 7

Tak, dzień siódmy. Szósty przepadł gdzieś po drodze i został uznany za zaginionego.
Tak naprawdę tydzień temu nie działo się absolutnie nic wartego uwagi. Ja sama stałam tylko w kącie i się nudziłam, bo nikt nie prosił mnie o żadną pomoc. Jak łatwo się domyśleć, dzień niemiłosiernie mi się dłużył, a po powrocie do domu tylko z niesmakiem wspominałam te kilka godzin, więc uznałam, że nawet nie chcę o nich pisać. Przy okazji doszłam do prostego wniosku - jeśli chcę czegoś się nauczyć, muszę czekać na Duet.

Nie czekałam długo, bo już dzisiaj spotkałam ich w lecznicy. Tak, tak, tak! Jakimś dziwnym trafem, zawsze przy nich jest do oglądania jakieś USG albo zdjęcie rentgenowskie. Dzisiaj, dokładnie jak przed dwoma tygodniami, ledwo weszłam, a już trafiłam na badanie USG. Najpierw suni Yorka, której pani właścicielka nie mogła doczekać się odpowiedzi na pytanie - będą szczeniaki czy nie będzie :) Niestety nawet po badaniu nie przybliżyła się o krok do rozwiązania zagadki, bo trzy tygodnie od krycia u tak małego psa to jeszcze za wcześnie by coś zauważyć. Zaraz potem trafiła się kolejna sunia, również stojąca pod znakiem zapytania i... pierwszy raz zobaczyłam coś na USG. Coś, co ewidentnie było szczeniaczkami. Nie, nie poczułam się jak prawdziwy lekarz. Po prostu ciąża była na tyle zaawansowana, że każdy by się zorientował. 

Często to moje przesiadywanie w lecznicy skłania mnie ku idei, że powinien być jakiś zwierzęcy NFZ. Dzisiaj zjawiła się starsza pani z siedemnastoletnią (!) sunią, która nie jadła, miała kaszel, a na dodatek miała rzucające się od razu w oczy guzy na gruczole mlekowym. I niestety nie były to łagodne narośle. Jak wyjaśniła mi żeńska połowa Duetu - trzeba byłoby zrobić prześwietlenie, USG i badania krwi, żeby zobaczyć, czy nie ma przerzutów w płucach, które wyjaśniałyby kaszel, upewnić się, że serce, nerki i wątroba są zdrowe i dopiero wtedy dobrać jakieś leczenie. Ja ze swojego laickiego punktu widzenia zaserwowałabym psu chociaż kroplówkę z aminokwasami, a tu nie wolno. Wracając do istoty problemu - sunia tak naprawdę nie należała do pani, która z nią przyszła. To dzieci podrzuciły starego kundelka swojej matce. Podobno zaczęli jakieś leczenie, ale go nie kontynuowali. Biedna emerytka przywiązała się do suni, ale który starszy człowiek może wyłożyć sto pięćdziesiąt złotych na samą diagnostykę zwierzęcia, nie mówiąc już o leczeniu? Żaden. Pani doktor dała więc jakiś komplet tabletek, które niestety nie są w stanie wyleczyć przyczyny choroby.
NFZ to tylko taki rzucony slogan, mam nadzieję, że rozumiecie, co mnie boli w tej sytuacji.

Coraz częściej  zdarza mi się natknąć na klientów, którym niedaleko do strony piekielni.pl. Tak jak dzisiaj. Gdy pani doktor wyszła do apteki, a ja sprzątałam, słyszałam wymianę zdań w poczekalni na temat kolejki. Pani która teraz miała wejść do gabinetu (poszła z psem na prześwietlenie) oczywiście szybko ustąpiła i dlatego po chwili wpadła do mnie pani z Yorkiem. Dowiedziałam się, że to w ogóle nie do pomyślenia, ile ona czekała (z moich obliczeń wynika, że maksymalnie piętnaście minut) i wszędzie u "weterynarzy" wchodziła zawsze bez kolejki, tylko tutaj tak długo... Grzecznie zauważyłam, że mieliśmy dzisiaj do zrobienia kilka zdjęć rentgenowskich, badań USG, dwa zabiegi i dwa nagłe przypadki. Zanim zdążyłam doczekać się odpowiedzi, umknęłam z gabinetu i wróciłam dopiero z lekarzem. Psu wypadałoby zrobić dokładnie badania, bo wiele wskazywało na ropomacicze, ale właścicielka nie miała czasu, żeby zostać. Szybko szybko. Z tego pośpiechu okazało się, że nawet nie wzięła portfela, żeby zapłacić za leki przeciwgorączkowe :D Całości sytuacji dopełniałby tylko fakt, gdybyśmy już jej nigdy nie zobaczyli na oczy, ale nie... Wróciła. Zwracam honor.
Swoją drogą chętnie zobaczyłam diagnostykę ropomacicza.

Poza tym dzisiaj jak plaga psy ze zwyrodnieniami kręgosłupa i/lub stawów biodrowych. No, plaga to może duże słowo, ale trzy zwierzaki jak na jeden dyżur to chyba sporo. Z czego dwa przypadki okazały się potwierdzone, a jeden to tylko fałszywy alarm - dobrze dla pieska. Bacznie przysłuchiwałam się zaleceniom odnośnie psów ze zwyrodnieniami, gdyż mój osobisty futrzasty kompan też ma z tym problem. Dlatego teraz studiuję informacje o Cartrophenie, który poleciła mi połowa Duetu. Muszę dowiedzieć się, w jakim odstępie od ostatniej dawki Trocoxilu mogę go włączyć. Rozpaczliwie szukam sposobu, żeby pomóc mojemu psu, zgadza się.

I najważniejsze - robiłam dziś zastrzyk :D Podskórny, czyli żadna filozofia, bo czasami właściciele sami robią je w domu, ale... Duma była. I jest. Aż się wszyscy roześmieli, widząc moje zarumienione z emocji policzki - ale tak wesoło, przyjaźnie. Do tego dostałam do nabrania pięć dawek gęstego leku, żeby nauczyć się wreszcie robić to porządnie i sprawnie. I faktycznie, przy ostatniej strzykawce wyszło mi to w miarę przyzwoitym czasie.Już nauczyłam się zdejmować osłonkę z igieł, bo - wiem, to aż śmieszne - właśnie z tym mocowałam się najdłużej.

Poza tym dowiedziałam się, że świetnie, że jestem, bo moja pomoc im się bardzo przydaje. Właśnie dlatego tak lubię Duet :)

2 komentarze:

  1. Tak... czasem przydałoby się swego rodzaju ubezpieczenie dla zwierzaków - brak pieniędzy właścicieli wiąże ręce. Zresztą ja sama, gdyby nie fakt, że doktor kazał mi się stuknąć w głowę i nie wziął ode mnie żadnych pieniędzy za zabieg ("zapracowałaś sobie na to"), musiałabym wyłożyć z trzy/cztery stówki na usunięcie guza u Rambuszka, a dla studenta to ogromne pieniądze. Gdybym nie była w tak komfortowej sytuacji to pewnie skończyło by się na zapożyczaniu się u znajomych lub spisywaniu umowy o płatności na raty.

    A takie słowa doceniania: "dobrze, że jesteś" lub chociaż "dzięki za pomoc" baaaardzo dużo dają :). Studencik od razu czuje się potrzebny i szczęśliwszy. Wiem po sobie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całym sercem jestem za "NFZetem dla zwierzaków". O ile ktoś pracuje czy pomaga w takiej lecznicy, to ma łatwiej, ale jak przychodzi starsza osoba ze swoim zwierzakiem,które jest jej jedynym towarzyszem, bo dzieci wyjechały z miasta albo sie nie interesują albo odwiedzają raz na ruski rok, to to jest bardzo, bardzo przykre. I w tej kwestii przydałaby się duża reforma.
      No i gratulacje z tak ogromnych postępów :) Kto wie, może zadomowisz się tam na stałe :D
      ~Ac

      Usuń