niedziela, 26 marca 2017

"Gdzie kupię yorka tak za 300 złotych?"

Przyznaję się. Jestem psiarą. Kilkugodzinne spacery, nawet w deszczu lub mrozie, kurier z Zooplusa, zostawiający co miesiąc gigantyczną paczkę przed domem, wybieranie smaczków godzinami, obsesyjnie kupowanie nowych zabawek, szelki do chodzenia, szelki do pływania, szelki na wyjścia specjalne, kilometry taśmy treningowej... Tak, według wielu osób nie jestem normalna.

Może niektórzy jeszcze pamiętają, gdy tu na blogu opisywałam chorobę i śmierć mojego poprzedniego psa. Bardzo szybko, bo w te same wakacje zaczęłam rozglądać się za nowym przyjacielem. Znalazłam ogłoszenie o szczeniakach po suce owczarka niemieckiego. Za darmo. Pomyślałam, że może zdarzył się jakiś "wypadek", a ktoś nie miał serca zrobić sterylki aborcyjnej. Och, słodka naiwności. Zadzwoniłam. "Darmo" okazało się znaczyć "500 złotych", bo "koszty utrzymania".
- Nie, proszę pani, ja żadnej hodowli to nie mam, no ale ja mam sukę, a szwagier ma psa i tak o, je dopuszczamy sobie...

Na różnych grupach w stylu "Pcim Dolny - kupię, sprzedam, zamienię" co rusz pojawiają się pytania w stylu:
Gdzie kupię szczeniaka yorka tak za 300 złotych?
Gdy tylko ktoś zwróci uwagę, że tak tanio nie dostanie się rodowodowego psa z hodowli, to macie gwarancję, że zaraz pojawi się odpowiedź w stylu "mi papier niepotrzebny!". Skoro niepotrzebny, to może adopcja psa ze schroniska lub fundacji? Nie ma mowy! Przecież to ma być rasowy york!
... 
W takich momentach mój mózg na chwilę staje, porażony niezachwianą logiką owego miłośnika psów. Ale jakakolwiek dyskusja sprowadza się do tego, że tym złym jest właśnie ktoś zwracający uwagę na problem pseudohodowli. 
"Droższy nie znaczy lepszy!"
"Nie stać mnie na szczeniaka za kilka tysięcy!"
"Nie chcę jeździć na wystawy, po co mi rodowód"
I tak dalej, i tak dalej. 

Wielu osobom pseudohodowla kojarzy się od razu z wyniszczoną suką trzymaną gdzieś w komórce, z brudem i zaniedbaniem. W wielu przypadkach tak jest. Czasami zdjęcie z ogłoszenia pokazuje puchate szczeniaczki gdzieś na trawie, zainteresowani przyjeżdżają, widzą właśnie taki obrazek i zadowoleni odjeżdżają z pieskiem. Ilu z nich zapytało się o matkę szczeniaków? 

Kiedy byłam jeszcze na pierwszym roku, do lecznicy przyszła kobieta, która zajmowała się ratowaniem suk z pseudo. Przyprowadziła ze sobą piękną berneńkę z ranami od łańcucha na szyi i gruczołami mlecznymi sięgającymi połowy łap. Wspaniali właściciele wystawili ją za darmo na portalu ogłoszeniowym. Zapewne już się "zużyła". Bo taki jest los suczek w takich "hodowlach". Mają rodzić, rodzić i rodzić. Gdy nie zachodzą już w ciążę, ronią albo rodzą martwe szczenięta, wspaniały pan "hodowca" się ich pozbywa. 

Ale pseudohodowlą jest też stereotypowy "Janusz", który ma na podwórku sukę "w typie owczarka" i co cieczkę dopuszcza ją do jakiegoś psa również "w typie", by mieć "szczeniaki owczarka niemieckiego". Kim jest ów "reproduktor"?
Może bratem suki.
Może jej ojcem.
Może największym agresorem we wsi (ale w końcu pies ma stróżować!).
Może jest alergikiem (ale po co badać, on się tylko drapie).
Właściciel wystawia pieski za 500 złotych, szczeniaki śliczne, matka zadbana, więc przecież nic złego nie robi. Ciężkie czasy, każdy chce trochę sobie dorobić do pensji.

Ów "hodowca" jest dla przyszłego właściciela psa autorytetem.
Potrafi sprzedać szczenięta czterotygodniowe ("pani, bo husky to się szybciej usamodzielniają").
Potrafi sprzedać szczenięta nieszczepione ("pani, bo na szczepienia to za wcześnie, dopiero jak rok skończą to można").
Potrafi sprzedać szczenięta nieodrobaczone ("nie no, żadnych robaków to one nie mają, suka taka czysta, że ho ho").
Potrafi sprzedać szczenięta chore ("a ten jeden to taki będzie zasmarkany, taka jego uroda, weteryniorz był i wszystko w porządku").

Kupując psa za kilkaset złotych, ludzie nakręcają biznes pseudohodowców. Jest popyt, jest podaż. Rozumiem, że ktoś może marzyć o konkretnej rasie, a nie jest szczególnie majętny. Są i na to sposoby. Można być w kontakcie z kilkoma hodowlami (mówię tu o prawdziwych hodowlach, zarejestrowanych w ZKwP). Czasami w miocie zdarza się szczeniak, który nie spełnia wzorca rasy, nie będzie mógł on wówczas uczestniczyć w wystawach i będzie sprzedany dużo taniej - a wciąż będzie miał rodowód. Innym sposobem jest śledzenie fundacji zajmujących się ratowaniem konkretnych ras psów - przykłady: S.O.S Bullterrier, Ratujemy Dogi, SOS Husky. Rasowe psy trafiają się nierzadko również w zwykłych miejskich schroniskach.

Bardzo serdecznie polecam ten wpis, gdzie wszystko jest wyjaśnione bardzo trafnie i przejrzyście (i bez jaszczurkowego sarkazmu):
http://www.nie-taki-pies.pl/o-co-chodzi-z-tym-rodowodem/

A jak skończyła się moja historia? Przejrzałam jeszcze kilka ogłoszeń. Wszędzie "darmowe" szczeniaki okazywały się kosztować kilkaset złotych, więc w żadnym przypadku nie był to przypadkowy miot, dla którego ktoś chciałby znaleźć dobry dom. A ja nie chciałam mieć psa rasowego. Chciałam mieć po prostu psa. Przyjaciela. No dobrze, wymaganie było jedno - żeby był duży. I tak udało mi się odmienić los jednego stworzenia, które ktoś podrzucił do schroniska.
Moje błękitnookie, gryzące stworzenie

7 komentarzy:

  1. Mam dwa rasowce bez rodowodów- pierwszy kupiony od rodziny, która miała jedną zadbaną suczkę i ją dopuściła, drugi kupiony od przedziwnej rodziny która niby wyjeżdżała z Polszy i szybko chcieli się psa pozbyć, jednocześnie odzyskując kasę.
    Nie wydaje mi się, żeby dopuszczenie suczki nie mając hodowli było takie złe, oczywiście pod warunkiem że zapewnia się odpowiednie warunki i robi to z głową.
    Nie każdy może sobie pozwolić też na wzięcie psa że schroniska- to są często psy po przejsciach i na ogół schronisko wyraźnie zaznacza, nie do domu z małymi dziećmi. Plus biorąc te przykładowe yorki, w większości są to psy stare. Też trzeba być odważnym by wziąć przyjaciela że świadomością, że on zaraz odjedzie, że może nie przeżyć miesiąca. Miałam sunię że schroniska, przeżyła niecałe dwa lata i do tego mało kto mógł do niej dojsc, bo reagowała agresją. Kochałam ją bardzo i nie żałuję wzięcia jest, ale naprawdę była u mnie krótko.
    Przed wzięciem yorka ( tego odkupionego os wyjeżdżającej rodziny) mama bardzo długo szukała po schroniskach i stronach ratujących psy. Ostatecznie kupiliśmy, jak się okazało pies był wcześniej bity i zaniedbywany, więc dobrze się stało, że do nas trafiła.
    Także to nie tak, że stąd można brać psy a stamtąd nie, ważne żeby miał kto o te psy dbać, a nie "kupię pieska a za tydzień zostawię go w lesie".
    Dla mnie osobiście nie ma znaczenia kundelek czy rasowiec, pies to pies i każdy zasługuje na miłość. Jedynym plusem rasowych jest możliwość przewidzenia... Rozmiaru. Ile było historii że z niby małego pieska wyrosło wielkie zwierzę na całe łóżko? Stąd właśnie moja mama zdecydowała się właśnie na yorka, drugiego dużego to byśmy do naszego mieszkanka nie zmieścił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to nie jest tak, że można brać psy zewsząd. Jednego ze szczeniaków wzięłaś Ty, więc miał szczęście. Co stało się z pozostałymi? Ile było jeszcze tych miotów? Co pseudohodowcy robią ze szczeniakami, które "nie zejdą"?

      Celowe dopuszczanie suczki, gdy nie ma się hodowli nigdy nie będzie działaniem z głową. I zdania nie zmienię ;)
      Polecam serdecznie ten wpis, nic dodać, nic ująć:
      http://www.nie-taki-pies.pl/o-co-chodzi-z-tym-rodowodem/

      Usuń
    2. Nie wiem, może masz rację, dla mnie to trochę zbytnie szufladkowanie ludzi, ale każdy ma prawo do własnych przekonań. :)

      Usuń
    3. Prawo do własnych przekonań w tym wypadku skutkuje handlem kundlami. Doprowadziło do tego, że 2 na 3 owczarki niemieckie mają taką dysplazję stawów biodrowych że nie może chodzić. Tzw. York może mieć teraz zarówno 1,5 jak i 5 kg. Przykładów psucia ras przez to, stały się modne jest setki.

      Pies jest dobrem luksusowym. Jeżeli dany samochód kosztuje średnio 30 tys, to gdy ktoś będzie Ci chciał sprzedać za 3 tys kupisz? Nie sądze. A Yorka za trzy stówki to spoko.

      Jaszczurko Twój nowy pupil to samiec? Ja mam sukę. Nie chcesz zarobić? Sprzedamy młode jako śląsko-lubelski gończy krótkonogi :D

      Usuń
    4. Dokładnie, zwróciłeś uwagę na coś, co właściwie pominęłam w swoim wpisie. Wszystkie psy z niezarejestrowanych hodowli są kundlami. Ulice tak naprawdę są teraz zalane podróbami yorków, czyli psami, które absolutnie nie spełniają wzorca rasy, są jedynie podobne do rasowego psa dla oka niewprawnego przechodnia.
      I przepraszam za odnoszenie wszystkiego do tych nieszczęsnych yorków, ale od wielu lat są one jednymi z najmodniejszych ras, przez co "hodofców" nie brakuje. Ale owczarki niemieckie to też bardzo dobry przykład.

      Łukaszu, mam psa, więc bardzo chętnie, skrzyżujmy je! W końcu oba są zadbane, więc nic złego nie zrobimy. Szkoda tylko, że byłam na tyle okrutna, że wykastrowałam swojego :D

      Usuń
    5. Ja też. Ale to nie problem. W gliwicach jest giełda, kupimy kilka szczeniaków i opchniemy jako własne :D

      Usuń
    6. Do kwestii zdrowotnych dodałabym jeszcze kwestie psychiki, bo hodowla to nie tylko eksterier ale i rozmnażanie psów zrównoważonych psychicznie. Swego czasu ogromnym problemem było wręcz taśmowe rozmnażanie psów w typie amstaff - w określonych środowiskach im pies był bardziej agresywny tym lepiej. Spowodowało to wiele problemów, w tym również pojawienie się pewnych stygmatów. Dodatkowo, rozmaite rasy zyskują swoje nierodowodowe odpowiedniki w wyniku mody. Niestety często gęsto są to rasy bardzo wymagające pod względem prowadzenia. W wyniku braku kontroli wcześniejszych pokoleń, braku przeprowadzania testów psychicznych tworzy się szczeniaki, które ze względu na problematyczne zachowanie mimo swojej "rasowości" nigdy nie znajdą stałego domu. Wydawało mi się, że świadomość kynologiczna w ostatniej dekadzie bardzo wzrosła w Polsce. Niestety popyt na "rasowe nie rodowodowe" nadal się utrzymuje, a dopóki jest popyt dopóty będzie podaż. Większość ludzi nazywających się miłośnikami psów nadal nie nie rozumie problemu, a przez to nie robi nic aby mu zapobiegać. Straszne...

      Usuń