Update 2016: Pamiętajcie, że tak wyglądały te przedmioty w 2013 roku. Z tego co wiem, teraz sposób prowadzenia zajęć się pozmieniał, więc traktujcie tę notkę bardziej jako historię studiowania kilka lat temu :)
Anatomia
Trwa trzy semestry. Pierwotnie odbywała się dwa razy w tygodniu po półtorej godziny, później zmienili na trzy godziny raz w tygodniu, jak będzie w przyszłym roku - nie wiadomo.
Sale są dwie, stołów było osiem, zostało siedem, przyszły rok stoi pod wielkim znakiem zapytania. Niedawno zmarła najważniejsza osoba w zakładzie anatomii i teraz przeprowadzane są próby przywrócenia wszystkiego do normalności.
Jedno na pewno się nie zmieni - zaczyna się od kości. Zaliczenie osteologii jest pod koniec listopada. Ja swoje wspominam bardzo pozytywnie, ale to zależy od tego, do kogo się trafi. Po kościach są pierwsze zmagania ze skalpelem, ogólnie nazywane "mięśniami", gdzie preparuje się końskie nogi i łby tak, żeby odsłonić wszystkie najważniejsze mięśnie, naczynia, nerwy.
Ciężko mi napisać cokolwiek więcej, bo przyszły rok odnośnie tego przedmiotu jest zagadką.
Histologia i embriologia
Histologia prowadzona jest na ćwiczeniach, embriologia na wykładach. Właśnie ten przedmiot sprawia, że rzesze zaspanych studentów ściągają w poniedziałku na 7:30 do murów Coll Vetu, albowiem obecność na liście - która zazwyczaj jest jedna w semestrze, z obserwacji Jaszczurki wynika, że zawsze w okolicy ferii/świąt - skutkuje możliwością pisania zerówki z embriologii. Teraz to zapewne brzmi nijak i z pewnością nie tak poważnie, by zrywać się w poniedziałek bladym świtem z łóżka, ale uwierzcie - warto. Jeśli uda zaliczyć się embrio w przedterminie, potem w sesji letniej jest jedno zmartwienie z głowy. A egzamin z histologii to wystarczające zmartwienie.
Ćwiczenia z histologii są przyjemne, pracuje się na mikroskopach, omawia preparaty. Na szczęście nie trzeba ich własnoręcznie rysować, wszyscy muszą kupić sobie zeszycik (dość drogi, jak na takie maleństwo, ale potem okazuje się prawdziwym skarbem), w którym znajdują się rysunki wszystkich preparatów. Co trzy zajęcia jest kolokwium, które trwa jakieś piętnaście minut, pytań jest całkiem sporo, ale wszystkie są krótkiej odpowiedzi - często jest to jedno czy dwa słowa. Gdy noga się podwinie i ocena z kolokwium niestety nie jest tą upragnioną trójką, na następnych ćwiczeniach jest drugi termin. Jest on z reguły trudniejszy od pierwszego, bo wyświetlany jest na slajdach i często trzeba najpierw rozpoznać daną strukturę, żeby móc odpowiedzieć na pytanie... A nie jest to wcale takie proste. Gdy i drugi termin nie wyjdzie, trzeba umówić się z jednym z prowadzących na trzeci termin, który jest ustny. Nie znam osoby, która nie zaliczyłaby trzeciego terminu, więc nic się nie bójcie. Do kolokwiów najlepiej uczyć się z notatek, jeśli ktoś nie nadąża notować na ćwiczeniach, można skorzystać z tych wrzuconych na chomika (aishout). Są całkiem przyzwoite.
Tydzień przed sesją letnią jest egzamin praktyczny, który w tym roku polegał na rozpoznaniu jednego preparatu i odpowiedzi na związane z nim pytania, zadane przez egzaminatora. Jaszczurce spodobało się to do tego stopnia, że podchodziła do niego dwa razy :) Po egzaminie praktycznym jest teoretyczny, który składa się z trzech pytań z histologii i dwóch z embriologii. Trzeba pisać wszystko co się wie, im więcej tym lepiej, byle z sensem.
Biologia i biologia komórki
W poprzednich semestrach prowadzone na zasadzie pół semestru jedno, pół semestru drugie, mój rocznik miał jako pierwszy w jednym tygodniu biologię, w drugim biologię komórki, więc egzaminy z obu przedmiotów były w sesji zimowej.
Jedyną adrenaliną na tych zajęciach jest pytanie z systematyki na biologii. Dobra rada - jeśli będziecie u doktora G. (bo nie wiem, jak pytają inni) nauczcie się po prostu wszystkiego po łacinie, nie bawcie się w podziały, co należy do jakiej gromady i tak dalej. Takie rzeczy są dopiero, gdy zwleka się z poprawieniem systematyki do końca semestru, co akurat wiem z autopsji.
Dla Jaszczurki dodatkową adrenaliną był referat. To właśnie jest potrzebne, żeby zostać dopuszczonym do egzaminu z biologii - każdy stół musi przygotować referat na temat filogenezy danego układu np. pokarmowego. Podobno wszyscy dostają z tego zaliczenie. Wszyscy, oprócz grupy Jaszczurki :D Dlatego gościłam na dywaniku u pana doktora chyba trzy razy.
Biologia komórki, która jest z tym samym prowadzącym, nie jest szczególnie pasjonującym przedmiotem. Polega między innymi na oglądaniu elektronogramów. To takie czarno-białe obrazki, coś jak USG komórki, mówiąc językiem mocno niefachowym. Trzeba je zaliczyć przed egzaminem (czyli po prostu rozpoznać, co wyświetlane jest na slajdzie), ale nie było jakoś specjalnie trudno. Egzamin też jest całkiem przystępny, bo to test jednokrotnego wyboru. Z biologii komórki mój rocznik pierwszy razy miał układane nowe pytania (czyli nie było testów z zeszłego roku, szok i bieda), ale wystarczyło przerobić uczciwie zagadnienia, podane na stronie internetowej, żeby spokojnie zdać.
Chemia
Jeden z postrachów na pierwszym semestrze. Jaszczurka osłuchała się tyle strasznych słów na temat chemii, że na pierwsze ćwiczenia przyszła przerażona, wykuta na blachę i przygotowana na najgorsze. Okazało się, że nikt jej nie zjadł ani nawet nie nadgryzł.
Na każdych ćwiczeniach jest wejściówka, na której jest do zdobycia 10 punktów. O ile dobrze pamiętam, wejściówek jest siedem, a żeby nie pisać rozbójnika trzeba zdobyć 40 punktów. Na początku wszyscy byli bardzo spięci, bojąc się ściągnąć na siebie gniew prowadzących, pod koniec semestru można było czasem zerknąć na kartkę kolegi ;) Materiały do wejściówek są umieszczone w internecie.
Na ćwiczeniach robi się doświadczenia, których opisy można znaleźć na stronie internetowej zakładu. Problemy Jaszczurka miała tylko z miareczkowaniem, którego wynik praktycznie zmyśliła i... zaliczyła! Przy niektórych ćwiczeniach błędny wynik często skutkuje karnym referatem, ale nie martwcie się na zapas.
Przedmiot kończy się przed końcem semestru, egzamin (testowy, pytania się powtarzają) jest przed sesją, wcześniej biednych studentów czeka zaliczenie pracowni, co może być całkiem przyjemne - mojemu rocznikowi trafiło się wykrywanie cukrów. Wszystko będzie znośne, byle nie byłoby to miareczkowaniem. Jeśli nie mieliście do czynienia z tą szatańską czynnością - cieszcie się!
Na ćwiczeniach ze wszystkich powyższych przedmiotów, trzeba mieć fartuch. Brak fartucha najczęściej skutkuje wyproszeniem z zajęć.
Czekam z niecierpliwością na więcej postów :)
OdpowiedzUsuń